– Nie podłączajcie swoich urządzeń mobilnych do publicznych ładowarek! – krzyczały w ubiegłym tygodniu medialne tytuły. Nic dziwnego, skoro zalecenie wystosowało samo FBI, legendarny organ ścigania. Rzecz w tym, że o ile temat „juicejackingu” znany jest od 2011 roku, przez 12 ostatnich lat technologie (w tym bezpieczeństwo) poszły nieco do przodu...
Skąd nazwa „juicejacking”? To mieszanka angielskiego juice (sok, w tym kontekście slangowe określenie prądu, ładującego urządzenie) i hijacking (porwanie). I o ile samo „porwanie prądu” nie byłoby wielkim problemem (poza tym, że urządzenie wciąż nie byłoby naładowane) to już przejęcie kontroli nad połączeniem np. telefonu z diabli-wiedzą-czym po drugiej stronie może potencjalnie stanowić duże ryzyko. Przy miniaturyzacji technologii umieszczenie po drugiego stronie gniazdka złośliwego elementu na urządzeniu podpinanym do ładowarki, nie stanowi żadnego problemu. Próba instalacji malware’u, podsłuchiwanie danych, wyciąganie informacji podczas ładowania, zapisywanie ich i przesyłanie później, czy też wysyłanie na bieżąco, a nawet interakcja na bieżąco z zainfekowanym urządzeniem przez siedzącego kilka metrów dalej z komputerem złego człowieka? To absolutnie wykonalne! Ale czy realne? To już inna sprawa.
Nie będziemy wymieniać zmian w zakresie bezpieczeństwa, które przez lata główni aktorzy wprowadzili w swoich systemach operacyjnych. Zajęłoby to stanowczo zbyt dużo miejsca i nie dałoby się tego czytać. Więc może inaczej:
Kiedy ostatnio podłączaliście urządzenie mobilne do komputera?
Pamiętacie, co wtedy się działo? Od co najmniej kilku lat (i głównych wersji mobilnych systemów operacyjnych) da się wchodzić w interakcję ze smartfonem (może to oczywiście być również tablet, ale dla uproszczenia będziemy używać określeń telefon/smartfon) dopiero po potwierdzeniu charakteru aktywności (lub zaufaniu na stałe komputerowi) na ekranie telefonu. Ładowanie dzieje się oczywiście domyślnie (dlatego przy podpięciu do sieciowej ładowarki telefon o nic nie pyta). Jeśli jednak na lotnisku, w autobusie, czy przy multimedialnej ławce podepniemy kabel do gniazdka, potem do smartfonu, a ten nagle zapyta nas: „Czy chcesz przesyłać zdjęcia, czy może transferować pliki?” nietrudno się domyślić, że coś może być (i zapewne jest!) nie tak.
Jak brzmi dyżurna odpowiedź na kwestie związane z bezpieczeństwem? Pierwsza: „absolutnie nie!”, ale tę – jak wynika z treści – wykluczyliśmy. Pozostaje więc druga: „to zależy”. O ile bowiem programową interakcję z naszym urządzeniem mobilnym jesteśmy w stanie wykluczyć, podłączając je do nieznanego gniazdka nie mamy np. pewności, co do... parametrów prądu! Tak więc:
Akurat to ostatnie to rada, dotycząca bezpieczeństwa w sieci, którą można zalecić przy absolutnie każdej sytuacji. Zawsze patrz, co pojawia się na ekranie. Nigdy nie klikaj na pamięć, odruchowo. Nawet jeśli to kolejny, męczący monit – nigdy nie wiesz, który okaże się tym kluczowym!
No i przede wszystkim, nawet mimo tego, że ryzyko padnięcia „ofiarą publicznej ładowarki” jest niskie:
Jeśli nie musisz czegoś robić – nie rób tego!
https://twitter.com/Rockki20/status/1644072289116504064
18 maja 2023
Powiadomienie (nie) od Orange12 maja 2023
"Zapytanie ofertowe" - nowa kampania GuLoadera5 maja 2023
Nowa fala phishingu "na Netflixa"Zgłoś incydent