„Nie wyciągaj tego telefonu!”
Pamiętacie jak się nam żyło w świecie bez technologii? Albo przynajmniej czytaliście w starych książkach? 🙂 Konie i furmanki, liczydła, telegram, pranie w rzece (albo w pralce Frania), pióro, atrament i kałamarze… To całkiem urocze, gdy oglądamy takie sceny w starych filmach, ale czy potrafilibyście wrócić do starych czasów? Chcielibyście? No jasne, że nie. Dlaczego w takim razie tak wiele osób niczym pies do jeża podchodzi do smartfonów? Czy naprawdę dobrym pomysłem jest niedopuszczanie do używania w szkołach najpotężniejszego narzędzia naukowego, jakim kiedykolwiek dysponowały dzieci i młodzież?
Smartfon jak kosmita
Podczas prezentacji dla rodziców, które zdarza mi się prowadzić, przytaczam przykład z serialu „Alf” (też starego 🙂 ). Gdy Tannerom urodziło się dziecko, zdali sobie nagle sprawę, że dla niego sympatyczny włochaty kotożerca nie będzie „kosmitą” tylko zwykłym elementem jego życia! Takim „Alfem” dla pokolenia digital natives są właśnie smartfony i nowoczesne technologie. A my, dorośli, niczym Tannerowie, którym kłopoty spadły z kosmosu prosto na głowy, uparcie staramy się je oswoić i sprawić, by dostosowały się do naszego, „starego świata”.
„Smartfony zakazywane w polskich szkołach” – tekst Matyldy Grodeckiej w serwisie Spider’s Web z jednej strony mnie zmroził, zaś z drugiej zasmucił. Jestem rodzicem dwójki synów, obecnie uczniów klas V i VIII i z trwogą widzę, że – przynajmniej w ich szkole – przez ostatnie 30 lat bardzo niewiele się zmieniło!
Test online zamiast strasznej karteczki
„Dzień dobry dzieci, a teraz wyciągamy karteczki!” – założę się, że sporej części dorosłych nawet dziś stają dęba włosy na karku, gdy przypomną sobie takie powitanie. A gdyby tak zamiast tego zobaczyć na multimedialnej tablicy np. link do testu na Kahoocie? I zamiast mozolnego gryzmolenia na kartkach zrobić szybki test, z elementami grywalizacji? Na dodatek nie dość, że odpada sprawdzanie – nauczyciel od razu ma wyniki – to jeszcze można od razu na lekcji porozmawiać o tym, co było nie tak?
Żyroskop, magnetometr, barometr, czujnik wilgotności, a nawet czujnik tętna, czy natlenienia krwi! Kiedyś dzieci mogłyby pomarzyć o możliwości korzystania z takiego zestawu w sali lekcyjnej, a teraz noszą to wszystko w kieszeni, w urządzeniu, którego… nie mają prawa wyjąć z kieszeni. Tymczasem możliwości ich użycia limituje tylko kreatywność nauczycieli przedmiotów ścisłych! Boimy się, że młodzież będzie się bawić telefonami podczas lekcji? Jeśli nie pokażemy jej żadnych alternatyw, to faktycznie jest spore ryzyko. Jeśli jednak pokażemy ile dobrych rzeczy da się z telefonami zrobić? Mnie udało się przynajmniej na tyle, że moi synowie zamiast kanałów mniej lub bardziej odmóżdżających coraz częściej wybierają na Youtube treści popularnonaukowe. A dumny tata poczytuje to sobie za wychowawczy sukces.
Edukacja „na sucho”?
Czym skorupka za młodu nasiąknie, tym… na starość będzie bezpieczniejsza. Nie będzie nadużyciem stwierdzenie, że digital natives radzą sobie z cyfrowym światem znacznie lepiej niż ci z nas, którzy pamiętają czasy, gdy internetu nie było w ogóle, a nie przez godzinę, przy awarii u operatora. Rzecz w tym, że uczą się go w mniejszej lub (zazwyczaj) większej skali sami, stając się tym samym łatwiejszym łupem dla cyberprzestępców. Okazyjne aplikacje za darmo do ściągnięcia z internetu? „Mapy”, „instrukcje”, czy „cheaty” udające legalne programy w mobilnych sklepach? Dzielenie się PINami do smartfonów wśród znajomych, koledzy i koleżanki znający swoje hasła do serwisów społecznościowych, wreszcie nierzadko klikanie wszystkiego co popadnie w mailach, SMSach, czy na stronach… W sumie nic dziwnego, że wiedza dotycząca mobilnych zagrożeń kuleje, skoro jedyną odpowiedzią jest „schowaj komórkę, bo zabiorę i oddam dopiero rodzicom”. Żyjemy w świecie cyfrowym, świecie mobilnym, erze post-PC. Tu zagrożenia znajdują się tam, gdzie najważniejsze dane ofiar, czyli… no właśnie, na ich urządzeniach mobilnych. Statystyki zgłoszeń do CERT Orange Polska, infekcji złośliwym oprogramowaniem i wreszcie analizy ilościowe i jakościowe tego, co do nas wpływa, wskazują, że liczba ataków na urządzenia mobilne od kilku lat rośnie, a metody używane przez przestępców sprawiają, że wykrycie socjotechnicznych pułapek bywa trudne nawet dla osób doświadczonych „łowców phishingu”.
To jak – dalej każemy chować telefony i karzemy za ich użycie? Wracamy do konia, powozów, prania w rzece i dymnych sygnałów? Nie bójmy się smartfonów, nie bójmy się technologii. Lepiej je po prostu oswoić i wykorzystać do swoich celów.
Michał Rosiak