Nieistniejąca wyprzedaż w sklepie, którego nie ma

„Pora na ostateczną wyprzedaż! To koniec naszej drogi! Po wielu latach nasz sklep przestaje istnieć”. Trafiliście kiedyś na taki post na Facebooku? Takie wpisy pojawiają się od pewnego czasu dość regularnie. I jak można się spodziewać – są oszustwem.
Wielokrotnie pisaliśmy już, że Facebook, jako najpopularniejsze miejsce w sieci jest też największym źródłem treści tworzonej przez oszustów. Na czym polega przekręt „na wyprzedaż”? Opiszmy go na świeżym przykładzie, krążącym po Facebooku od poniedziałkowego poranka.
Wyprzedaż z ciężkim sercem
Po 29 wspaniałych latach pełnych pasji do mody (…) żegnamy się z ogromnym żalem. (…) Nadszedł moment, by zamknąć ten rozdział.
Taki dramatyczny przekaz pojawiał się na Facebookowych strumieniach internautów. O jak dużej skali mówimy? W trakcie pisania tego tekstu menedżer reklam pokazywał 81 aktywnych kampanii. Liczba osób, które je zobaczyły, jest oczywiście zależna od budżetu, ale założenie 200 tys. internautów nie jest zawyżone. Być może ten scam zgubiłby się w zalewie innych, gdyby treść, dotycząca mody, nie była okraszona zdjęciami… filiżanek. Ładnych, wyjątkowych, zapewne stworzonych przez AI – ale jednak filiżanek.

Problem? Nie dla internautów. Wystarczy spojrzeć w komentarze, by dowiedzieć się, że wielu z nich zainteresowało się filiżankami na tyle, by nie zwrócić uwagi na czerwone flagi. Istnieje też możliwość, że komentarze napisali oszuści, korzystając z przejętych kont. Jeśli tak było, oznacza to, że niestety w tej materii znacznie się poprawili. Na mnie robiły wrażenie faktycznie naturalnych, wpisanych przez prawdziwych internautów. Jedynym wskaźnikiem, że coś może być nie tak, mogły być emotikony pod zdjęciem.

Sklep, Warszawa, właściciele – AI wymyśli wszystko!
Przyjrzymy się więc dokładniej firmie Mazur Warszawa. Najpierw poszukiwanie w Google – nie ma takiego sklepu, czy też butiku. Jak na „29 lat pełnych pasji do mody” które kończy wyprzedaż, fakt niepozostawienia nawet śladu w internecie jest co najmniej dziwny. Po kliknięciu w link jesteśmy przenoszeni na stronę mazur-warszawa[.]pl. Czyżby jednak firma miała jakąś historię w sieci?

Cóż – nieprzesadnie długą. Niecały miesiąc. Dane abonenta oczywiście niedostępne, witryna założona w irlandzkiej firmie hostującej. Przyglądając się dokładnie stronie szybko trafiamy na zdjęcie przyjaźnie wyglądającej pary seniorów. Stoją przed sklepem, siwy włos – to by pasowało do 29 lat historii. Jeśli jednak mieszkacie w Warszawie to na poniższym zdjęciu na pewno coś Wam pasować nie będzie:

Pominąwszy już sam fakt pewnej nienaturalności/cukierkowości obrazku, takie miejsce nie istnieje. Nigdzie w Warszawie nie znajdziecie takiej lokalizacji. Plan za „właścicielami” nie przypomina żadnej ze stołecznych ulic, robi wrażenie „generycznego”. W stolicy nie ma także miejsca z lampami ulicznymi takimi jak widoczna na pierwszym planie. Ostatnia kwestia – tablice „Mazur Warszawa” wyglądają jak wklejone w Paincie.
Moda, filiżanki, czy… buty?
Skoro mamy już pewność, że mamy do czynienia z oszustami, zobaczmy co można u nich „kupić”? Pytanie jak najbardziej na miejscu, bowiem o ile zaczęliśmy od filiżanek, po jakimś czasie trafiliśmy już na reklamę faktycznie powiązaną z modą, by pół godziny później zobaczyć smutnego… szewca. Wyglądającego zupełnie inaczej niż pan na zdjęciu powyżej.
Wyprzedaż na stronie „Mazur Warszawa” to faktycznie przede wszystkim moda. Wspominane filiżanki też da się znaleźć, ale po bezpośrednim linku – w menu takiej kategorii nie ma. Co wiąże wszystkie oferty? Przede wszystkim oczywiście absurdalnie niskie ceny, co widać poniżej. Ale zauważyliśmy też intrygującą ciekawostkę. Przy każdym produkcie, niezależnie od rozmiaru i koloru, „w magazynie” były wyłącznie trzy sztuki. (zbyt) Wzorcowy przykład wykorzystania socjotechnicznej reguły niedostępności.

Co, gdy zdecydujemy się kupić? Można oczywiście podać numer karty płatniczej, ale sklep dopuszcza też płatność BLIK-iem. Jeśli wybierzemy taką metodę i podamy na stronie kod BLIK, po chwili w aplikacji pojawia się faktycznie nazwa „Mazur Warszawa”. To jest ostatni moment, gdy można kliknąć „rezygnuj”.
Czy to naprawdę wyprzedaż?
Na stronie każdego prowadzonego zgodnie z polskim prawem sklepu powinniśmy znaleźć przynajmniej regulamin i politykę prywatności. Regulaminu nie ma, zaś to, co znajdziemy pod linkiem „polityka prywatności” to jedna strona treści o niczym, zawierająca jedynie powtarzany wielokrotnie adres e-mail. A co z możliwością kontaktu?

Jak widać, „informacje kontaktowe” nie zawierają żadnej metody kontaktu. Jedynym potencjalnym sposobem na dotarcie do właścicieli strony jest powtarzający się na niej wielu miejscach adres e-mail. Kluczowym miejscem, w którym na niego trafimy, wydaje się być podstrona „zwroty i wymiany”. A tam znajdziemy taki fragment:
Ponieważ nasz sklep w Warszawie został na stałe zamknięty, zwroty są teraz obsługiwane przez nasz międzynarodowy magazyn.
Na czym może polegać oszustwo? Być może to mutacja modus operandi modelem opisywanego ok. 3 miesiące temu przez Grzegorza Zembrowskiego. Wtedy paczka faktycznie przyjdzie, będziemy ją mogli nawet odesłać do nadawcy, ale koszty i poświęcony na to czas okażą się niewspółmiernie duże. Być może okaże się po prostu, że dostawa będzie się (wiecznie) przedłużać. Jeśli macie odwagę, możecie sprawdzić sami, tym niemniej – nie polecamy.